W 64. minucie poniedziałkowego spotkania
Widzewa Łódź z Polonią
Warszawa Mariusz Stępiński z Widzewa był przytrzymywany przez obrońcę Polonii Martina Barana. Po kilku krokach, kiedy łodzianin nie miał już szansy na opanowanie
piłki, przewrócił się nieatakowany w polu karnym. Sędzia Garbowski dopatrzył się jednak faulu, podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Łukasz Broź. W tym momencie Widzew prowadził 3:1, ale w końcówce Polonia strzeliła gola na 3:2, więc decyzja arbitra de facto zadecydowała o wyniku.
Więcej na ten temat przeczytasz tutaj
Rozmowa z Tomaszem Garbowskim (ekstraklasowym sędzią piłkarskim i posłem SLD):
Jacek Konopacki: Co sądzi pan o decyzji Kolegium Sędziów PZPN, które ukarało pana odsunięciem od meczów ekstraklasy?
Tomasz Garbowski: Złożyłem dziś [w środę - przyp. red.] raport samooceny, w którym oceniam mecz, w tym także tę konkretną sytuację z 64. minuty, i oddaję się do oceny Kolegium Sędziów. Moim zdaniem ta sytuacja była nieco kontrowersyjna, do dyskusji, a nie jednoznaczna, jak komentują to niektórzy. Jestem, jak każdy sędzia, oczywiście do dyspozycji przewodniczącego i całego zarządu Kolegium Sędziów. Nie ja podejmuję decyzje w sprawach obsady meczów i przyjmuję każde postanowienie kolegium.
Kara nie jest zbyt dotkliwa?
- Nie chciałbym tego komentować. Są inne osoby, aby to robić, ja nie mam do tego mandatu.
Zapytam wprost: popełnił pan błąd czy nie?
- Nie chcę jednoznacznie odpowiadać. W arkuszu samooceny przeanalizowałem szczegółowo tę sytuację: jej początek, środek i koniec, tak się ułożyło, że podjąłem taką decyzję i byłem przekonany w tamtym czasie, że zawodnik gospodarzy był wytrącony z równowagi przez piłkarza gości. A to, że potem był element teatralny, nie wpłynęło na moją ocenę. Uważałem, że była to słuszna decyzja.
A gdyby jeszcze raz przyszło panu ją podjąć, gwizdnąłby pan karnego czy nie?
- Trzeba popatrzeć też na sytuację boiskową, to, co wydarzyło się potem, tzn., że zawodnik faulujący nie protestował, zresztą nikt jednoznacznie nie protestował. Nie ma takiej sytuacji, aby wrócić i coś powtórzyć, każda akcja jest inna i często decyzje podejmuje się w ułamku sekundy. Ja podjąłem taką, a nie inną i się z niej nie wycofuję. Decyzja zapadła z pełną świadomością.
Inni sędziowie także popełniają błędy, a kar nie dostają.
- To nie jest pytanie do mnie. Nie mnie to oceniać.
Jak długo będzie obowiązywać kara?
- Rozmawiałem z przewodniczącym Kolegium Sędziów Zbigniewem Przesmyckim i z tego, co mówił, odsunięcie jest na kilka kolejek. Ile dokładnie, tego nie wiem.
To pierwsza taka kara w pańskiej karierze?
- Nie przypominam sobie, aby coś takiego miało już miejsce.
W trudnych sytuacjach dla organizacji sędziowskiej nie stchórzyłem, kiedy osiem lat temu zostałem posłem i były ciężkie czasy dla sędziów, nie uciekłem, a wręcz odwrotnie - cały czas uważałem, że trzeba tę profesję chronić i szanować. Należę jednak do osób, które podporządkowują się różnym rzeczom. Dostałem taką karę i ją oczywiście akceptuję.
Nie ma pan szczęścia do meczów Widzewa. W poprzednim sezonie w spotkaniach z Ruchem też podjął pan kilka kontrowersyjnych decyzji.
- W niedzielę dostałem telefon od przewodniczącego Kolegium Sędziów, czy mógłbym poprowadzić ten pojedynek za kolegę, który się rozchorował. Jako osoba, która podejmuje różne wyzwania, odpowiedziałem, że tak. Mam twardy charakter, a gdybym miał analizować wszystkie komentarze na mój temat, nie byłbym ani politykiem, ani sędzią. Trudno powiedzieć o jakimś fatum Widzewa, nie ma czegoś takiego.
A to, że dowiedział się pan o poniedziałkowym meczu dopiero w niedzielę, miało jakiś wpływ?
- Do każdych zawodów - czy to ekstraklasa, IV liga, klasa B czy zawody juniorów - zawsze podchodzę profesjonalnie. W moim odczuciu nie miało to żadnego znaczenia dla tej sytuacji.