Ostatnią ekipą PHL, która odniosła komplet - trzech - zwycięstw z Orlikiem był właśnie GKS, ale zmieniło się to w ubiegły piątek. Wówczas to opolanie - niesieni dopingiem wyjątkowo licznej publiczności -
pokonali tyszan po rzutach karnych 3:2. To jedna z największych niespodzianek tego sezonu, wszak GKS to najlepszy aktualnie zespół ekstraklasy, wicemistrz kraju, który tuż przed Nowym Rokiem sięgnął po Puchar Polski, a klub z Opola to beniaminek, który w ekstraklasie znalazł się dzięki wykupieniu dzikiej karty.
Tymczasem na Toropolu faworyzowani goście długo musieli walczyć o zdobycie choćby punktu. W połowie meczu przegrywał 1:2 i dopiero w trzeciej tercji wyrównali, by ostatecznie przegrać po karnych.
- Przyjechaliśmy do Opola po trzy punkty, a udało się niestety zdobyć tylko jeden. Nie możemy się usprawiedliwiać kontuzjami w zespole i tym, że kilku zawodników nie mogło zagrać. Każda mocniejsza drużyna z ligi traciła już punkty z Orlikiem, teraz przyszedł czas na nas.
Opole pokazało naprawdę dobry hokej i rozegrało świetny mecz - mówił po spotkaniu Wanacki, wychowanek Orlika, który od pięciu sezonów występuje w GKS-ie, a jest także podstawowym obrońcą reprezentacji Polski.
Przypomnijmy, że w niedzielę Orlik wygrał także kolejny pojedynek
w Bytomiu z Polonią 7:2 i jest to czwarta wygrana naszych hokeistów z rzędu. Dzięki temu opolanie wciąż mają dużą szansę, by zakończyć pierwszą rundę sezonu zasadniczego w czołowej szóstce i w drugiej fazie zagrać w grupie mistrzowskiej. Aktualnie tracą do tej pozycji trzy punkty, podczas gdy do zakończenia tej części rozgrywek pozostało pięć kolejek.
Trzy z nich zostaną rozegrane w tym tygodniu. Już dziś Orlik podejmie na Toropolu czwarte w tabeli JKH GKS Jastrzębie (początek spotkania tradycyjnie o godz. 18.30), w piątek czeka go mecz w Nowym Targu z Podhalem, a w niedzielę kluczowe spotkanie na opolskim lodowisku z szóstą Unią
Oświęcim.